3 stycznia 2014

W czasie deszczu dzieci się nudzą, czyli idziemy do muzeum

Ferie bożonarodzeniowe to spore wyzwanie dla rodziców. Jeśli nie wyjeżdżamy do rodziny i nie mamy planów narciarskich musimy zapełnić je w inny sposób. Są długie - trwają całe 2 tygodnie. Pogoda raczej nie sprzyja w tym okresie długiemu przebywaniu na dworze. Przynajmniej w Holandii. Śniegu prawie nigdy nie ma, ale ciepło też nie jest. Najczęściej deszczowo i wietrznie - w tym roku szczególnie. Czyli odpadają łyżwy i sanki. Co pozostaje? 

My wybieramy kino, basen i muzea. Może to brzmi dla niektórych dziwnie. Z dziećmi do muzeów?? A jednak. Zwłaszcza w Holandii. Bo muzea to jedna z największych atrakcji tego kraju. I to wcale nie ze względu na ilość i jakość dzieł sztuki w nich eksponowanych. Chociaż na sztukę holenderską nie można narzekać. Ale sama konstrukcja holenderskich muzeów, ich koncepcja, interaktywność i właśnie otwartość na dzieci budzi ciągle moje zdumienie. To jest sztuka sama w sobie: z niezbyt ciekawej kolekcji często byle czego zrobić interesujące dla wszystkich muzeum przyciągające tłumy! To Holendrzy potrafią świetnie. Muzeów jest to bardzo wiele, a każde tętni życiem, choćby teoretycznie niewiele miało do zaoferowania. W niektórych są straszne tłumy, a już szczególnie w czasie szkolnych ferii (z naciskiem na te zimowe). 


Tak więc zachęcam do zwiedzania holenderskich muzeów. Nie tylko tych najbardziej znanych, jak Rijksmuseum, Muzeum Van Gogha czy Dom Anny Frank. Ale także tych, o których nie wspominają przewodniki turystyczne. Nawet niewielkich w prowincjonalnych miastach. I również z dziećmi - dla nich będzie to zawsze przygoda, zwłaszcza jeśli zwydatkujemy się na muzealny speurtocht. Wstęp do muzeów jest zawsze kosztowny, więc wszystkim mieszkającym w Holandii lub planującym dłuższy pobyt radzę zaopatrzyć się w roczne Museumkaart, czyli kartę uprawniającą do darmowego korzystania z ponad 400 muzeów. Też nie jest tania (w 2014 kosztuje 49,95 euro dla dorosłych i 25,00 dla dzieci), ale zwraca się po 3-4 wejściach. 


A speurtocht? To rodzaj popularnej tu zabawy, podobnej do polskich podchodów, tyle że może mieć rozmaite formy. Pisałam już o tym latem. W prawie każdym muzeum przygotowano dla dzieci zestawy do takiej zabawy. Dostają (ale oczywiście nie za darmo, jesteśmy w końcu w Holandii) teczkę czy kopertę z zagadkami, na które odpowiedzi mogą znaleźć oglądając eksponaty. W zestawie są zawsze jakieś drobiazgi do zabrania do domu, np. do dalszego rysowania, ewentualnie po pomyślnym zakończeniu zabawy można odebrać w kasie małą nagrodę. Udział w tej zabawie wzmaga oczywiście zainteresowanie zwiedzaniem. Mankamentem (dla rodziców) jest to, że dzieci biegają wyłącznie trasą wyznaczoną przez autora gry, nie zatrzymując się przy innych eksponatach. Ale na pewno czegoś ciekawego się nauczą i chętnie pójdą do kolejnego muzeum.


A więc na świąteczne ferie zaplanowaliśmy jak zwykle wizyty w muzeach. Jednym z naszych celów było wyjątkowe muzeum Corpus w Leiden, w którym wędruje się przez ludzkie ciało. Czekaliśmy od dłuższego czasu, bo muzeum to nie jest zalecane dla dzieci poniżej 8 lat. Wreszcie przebrnęliśmy przez tę granicę i co? Niestety, przeliczyliśmy się. Wejściówki na całe ferie były już wyprzedane (to jedno z nielicznych muzeów, gdzie trzeba mieć bilet na godzinę). Musieliśmy poszukać alternatywy. Na pierwszy ogień poszło muzeum TwentseWelle w Enschede. Trochę na oślep wybrane, ale z oczekiwaniem na niewielką frekwencję. 









Nie zawiedliśmy się. Chociaż muzeum jest niewielkie i z pozoru nieszczególnie wyposażone i tak nam się podobało. Zlokalizowane w starej fabryce tekstylnej przedstawia historię regionu Twente od czasów prehistorycznych do dziś. Ekspozycję stanowią liczne skamienieliny, kilka szkieletów, wypchane zwierzęta, muszle - wszystko pochodzące z dawnego muzeum naturalnego. Jest trochę eksponatów z dawnych domów wiejskich oraz kupieckich i wreszcie maszyny fabryczne. Od przedfabrycznych krosien, poprzez maszyny napędzane parą aż do elektrycznych krosien z lat sześćdziesiątych - wszystko lokalne. Niby nic, ale muzeum jest oczywiście interaktywne. Można dotykać, można otwierać szuflady, można pograć w komputerowe gry i rozwiązać zagadki, obejrzeć multimedialne prezentacje i trójwymiarowy film. Jest i speurtocht dla dzieci, w dwóch wersjach (6+ i 9+). A to wszystko w dwóch językach - bliskość niemieckiej granicy zobowiązuje! Audioprzewodniki dostępne również po angielski i w lokalnym dialekcie Twente (coś jak kaszubski). Jednym słowem - było ciekawie. Wbrew planom spędziliśmy tam ponad 4 godziny (przyzwoita restauracja!, dostępna także z zewnątrz). 






Następnego ranka pierwsze pytanie brzmiało: "Do jakiego muzeum dziś jedziemy?". Czy może być lepsza rekomendacja?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...