10 lutego 2014

Holenderska zima - alternatywa



W ostatnim poście obiecałam, że pokażę zdjęcia innej zimy w Holandii. Bardziej malowniczej i fotogenicznej, czyli śnieżnej. Do takiej mieliśmy szczęście przez ostatnie kilka lat. Oczywiście tylko przez krótkie okresy czasu, w styczniu i/lub lutym. 

























Taka zima to oczywiście nie tylko radość, ale i problemy. Zawsze zaskakuje drogowców, pomimo idealnej prognozy. Po prostu w czasie opadów śniegu jeździć nie należy. Ani autem ani pociągiem. Służby drogowe nie nadążają z odśnieżaniem, a ponadto problemy sprawiają sami kierowcy, z których wielu nie wierzy w opony zimowe. A w każdym razie uważa ich zakup za zdecydowanie zbędny wydatek (obowiązku nie ma). Część z nich zamienia auto na kolej, co powoduje powstanie niecodziennego tłoku w pociągach, z których gro jest i tak opóźnionych z powodu śniegu na torach. I generalnie dzień, w którym spada śnieg, to dzień stracony. Rok temu akurat mieliśmy na taki dzień zaplanowaną imprezę urodzinową dla chłopców i w szkole powitały mnie nerwowe pytania rodziców, czy na pewno nie zamierzam z niej zrezygnować. Gdy prognoza przewiduje mróz albo śnieg z rana można się spodziewać posolonych ścieżek rowerowych - chodniki i jezdnie już niekoniecznie będą zabezpieczone. No nikt się nie spieszy z odśnieżaniem przed domami. Pomna niemieckich przepisów nakazujących właścicielowi posesji odśnieżenie przed godziną 7:00 rano po przeprowadzce zapytałam sąsiadów jak sprawa odśnieżania jest rozwiązana na naszym wielkim wspólnym podwórku i parkingu. "Rozwiązana? A po co? Śnieg pada tak rzadko. Jak trzeba będzie, to się jakoś odśnieży". I jakoś się odśnieża, z reguły dopiero wtedy, gdy śnieżyca ustaje. Zawsze pod wieczór, gdy panowie powrócą z pracy...  I  zdecydowanie oszczędnie, w końcu śnieg na parkingu ubije się samochodami.


Najfajniejszą rzeczą, jaka może się zdarzyć zimą w Holandii, jest długotrwały mróz. Najlepiej, żeby przez co najmniej 10 dni temperatura nie przekraczała -5 stopni. Wtedy porządnie zamarzają kanały i można na nich jeździć na łyżwach. Przyjemność znacznie większa niż na lodowisku. W tym wypadku ludzie są też  chętniejsi do odśnieżania, jeśli jest to konieczne. Zawsze znajdzie się kilku panów z łopatami i już można się ślizgać. Na naszym osiedlu kanały są połączone w duży system, można więc urządzać dłuższe wycieczki. Organizowany są nawet wyścigi na wzór prawdziwego Elfstedentocht, u nas nazywają się Elfbruggentocht, czyli Wyścig 11 Mostów. 







A co to takiego Elfstedentocht? To tradycyjny Wyścig 11 miast, czyli łyżwiarski wyścig dookoła Fryzji, odbywający się od 1909 roku. Niestety, nie co roku. Wyłącznie wtedy, gdy pozwolą na to warunki, czyli wzdłuż całej prawie 200 kilometrowej trasy lód ma grubość co najmniej 15 cm. Inaczej nie byłoby bezpiecznie, zwłaszcza że w biegu bierze udział nawet kilkanaście tysięcy łyżwiarzy. Trasa biegnie nie tylko po kanałach, ale także rzekami i jeziorami, więc odpowiednie warunki występuję co kilka lat. Od początku wyścig odbył się tylko 15 razy, ostatnio w 1997. Czyli już dość dawno. Dwa lata temu było o włos. Przez kilka dni cała Holandia żyła emocjami: uda się czy nie? Rozpoczęto zapisy i wszystko było zapięte na ostatni guzik, ale dosłownie na chwilę przed zawody odwołano. Szczerze mówiąc chętnie bym je obejrzała, ale może będziemy czekać na okazję jeszcze kilka lat...



Trasa Elfstedentocht (źródło: oficjalne strona zawodów)

Elfstedentocht przed laty (źródło)
A to ostatni Elfstedentocht w 1997 (źródło)

Na razie o takiej zimie możemy sobie tylko pomarzyć...


4 komentarze:

  1. zdjęcie zamarznietej pajęczyny po prostu rewelacja
    my w tym roku możemy już chyba o zimie zapomnieć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pajęczyna to jakby nasz totem. Czego jak czego, ale pająków ci u nas dostatek, o każdej porze roku. To i zdjęć mamy już niezłą kolekcję.

      Usuń
  2. przepiękne zdjęcia, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...